szczęśliwy. Widzi pani obraz?

  • Tessa

szczęśliwy. Widzi pani obraz?

18 August 2022 by Tessa

Doktor wskazał wspomnianą już ośmiornicę, na którą pani Polina przez cały czas rozmowy często popatrywała – było w tym płótnie coś szczególnego, co z trudem i nie na długo pozwalało oderwać od niego wzrok. – Dzieło pędzla Konona Jesichina. Słyszała pani o nim? – Nie. Zdumiewający dar! – Jesichin to geniusz – przytaknął Korowin. – Najprawdziwszy, bez skazy. Wie pani, to jeden z tych malarzy, którzy tworzą tak, jakby przed nimi nie było żadnego malarstwa – ani Rafaela, ani Goi, ani Cezanne’a. W ogóle nikogo, dopóki na świat nie przyszedł Konon Jesichin, pierwszy malarz na Ziemi, i nie zaczął wyprawiać takich rzeczy, że płótno mu wprost ożywa pod pędzlem. – Jesichin? Nie, nie znam. – Oczywiście. O Jesichinie mało kto wie, tylko niektórzy koneserzy sztuki, a i oni są przekonani, że już dawno umarł. Dlatego że Konon Pietrowicz to zupełny szaleniec, już szósty rok nie wychodzi z pawilonu numer trzy, a przedtem jeszcze dziesięć lat przesiedział w zwykłym domu wariatów, gdzie lekarze idioci, pragnąc przywrócić Jesichina do „normy”, nie dawali mu farb ani kredek. – A na czym polega jego szaleństwo? – Polina Andriejewna wciąż przyglądała się ośmiornicy, która coraz bardziej magnetyzowała ją swoim dziwnym spojrzeniem. – Pamięta pani Puszkina? O tym, że geniusz i draństwo nie mogą iść w parze? Przykład Jesichina dowodzi, że najdoskonalej mogą ze sobą współistnieć. Konon Pietrowicz to drań odruchowy, naturalny. Pasja twórcza zniszczyła w jego duszy wszystkie inne uczucia. Nie od razu, stopniowo. Jedyną istotą, którą Jesichin kochał, i to kochał namiętnie, była jego córka, cicha, przemiła dziewczynka, która wcześnie straciła matkę i z wolna gasła na gruźlicę. Miesiącami prawie nie odchodził od jej łoża, najwyżej na godzinę czy dwie do atelier, popracować nad obrazem. Wreszcie wpadł na pomysł, żeby przenieść płótno do dziecinnego pokoju i w ogóle nie opuszczać małej. Nie jadł, nie pił, nie spał. Ci, co widywali go w tamte dni, opowiadają, że wyglądał przerażająco: rozczochrany, nieogolony, w zasmarowanej farbami koszuli, malował portret córki, wiedząc, że to portret ostatni. Nikogo do pokoju nie wpuszczał, wszystko robił sam: poda dziewczynce pić albo lekarstwo, albo coś do zjedzenia i znów chwyta za pędzel. Kiedy zaś zaczęła się agonia dziecka, wpadł w istne szaleństwo, ale nie ze smutku, tylko z zachwytu: tak cudownie grały światło i cień na wykrzywionej męczarniami, wychudłej twarzyczce. Ludzie zebrani w sąsiednim pokoju słyszeli zza zamkniętych drzwi żałosne jęki. Umierająca płakała, prosiła wody, ale na próżno, Jesichin nie mógł oderwać się od obrazu. Kiedy wreszcie wyłamano drzwi, dziewczynka już nie żyła, a Jesichin nawet na nią nie patrzył – wciąż poprawiał coś na płótnie. Córkę odwieziono na cmentarz, ojca – do domu wariatów. A obraz, chociaż niedokończony, wystawiono pod tytułem La mort triomphante10 na Salonie Paryskim, gdzie otrzymał złoty medal. – Rozum ojcowski nie wytrzymał smutku i wzniósł sobie zaporę w postaci twórczości – zinterpretowała usłyszaną historię dobra Polina Andriejewna. – Tak pani sądzi? – Donat Sawwicz zdjął okulary, przetarł, nałożył znowu. – A ja, studiując przypadek Jesichina, dochodzę do wniosku, że prawdziwy, potężny geniusz nie jest w stanie w pełni dojrzeć, jeśli nie doprowadzi do obumarcia niektórych stref duszy. Zniszczywszy w sobie, wraz z miłością do córki, resztki ludzkich uczuć, Konon Pietrowicz ostatecznie uwolnił siebie dla sztuki. To, co tworzy teraz u siebie w pawilonie numer trzy, będzie kiedyś ozdobą najlepszych galerii świata. I kto z wdzięcznych potomków przypomni sobie wówczas o płaczącej dziewczynce, która umarła, nie ukoiwszy ostatni raz pragnienia? Wcale nie wątpię, że moją lecznicę, mnie samego, a i wyspę Kanaan, przyszłe pokolenia będą pamiętać tylko dlatego, że tu żył i tworzył geniusz. A skoro już przy tym jesteśmy – chce pani popatrzeć na Jesichina i jego obrazy? Pani Lisicyna odpowiedziała nie od razu i jakoś nie całkiem pewnie. – Tak... Chyba chcę. Pomyślała jeszcze chwilę, kiwnęła głową i powiedziała już bardziej stanowczo: – Chcę koniecznie. Niech pan prowadzi. 10 Śmierć tryumfująca (fr.).

Posted in: Bez kategorii Tagged: prokop tvn, nauka całowania, spocone ręce,

Najczęściej czytane:

R S

a doktor Galbraith wspaniale dopasowany garnitur. Istniejąca między nimi zażyłość od razu rzucała się w oczy. Willow miała wrażenie, że coś ściska jej serce. Jej klatkę ... [Read more...]

foteli.

- Wolę postać. - W takim razie słucham. - To będzie dla mnie bardzo trudne. - Uśmiechnęła się. ... [Read more...]

Bo ...

mój problem polega na tym, Ŝe męŜczyzna, którego kocham, nie odwzajemnia mojej miłości. Jedyne więc, co mi pozostaje, to unieść się honorem i wyprowadzić się stąd. Nie jestem kobietą, która zostaje kochanką i nie wymaga nic w zamian. Daję i Ŝądam. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 instytutkosmetyczny.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste