slub ani starmach
dobrej woli, a musi jakoś zapanować nad sytuacją. Gdyby pozwoliła mu zająć się herbatą, wnuczki mogłyby uznać to za zdradę. Otworzyły się tylne drzwi i weszła Flic. Kahli, który tylko czekał, żeby prysnąć do ogrodu, przepchnął się między jej nogami i zniknął. - Kahli, wracaj! - krzyknęła Flic. - Niech idzie - powiedziała Sylwia. - Jest strasznie mokro. - Przecież musi się wysikać - zauważył Matthew. Flic udała, że go nie słyszy. - Nigdzie nie widziałam Johna - zwróciła się do babki - ale jego kurtka wciąż wisi na haku. - Gdzie? - Na ścianie schronu. - Zajrzałaś tam? - zapytał. 293 Znów go zignorowała. - Flic, odpowiedz, proszę - upomniała ją ostro Sylwia. - Drzwi są zamknięte, nie mogłam ich otworzyć. Wiesz, jakie to trudne, jeśli są zatrzaśnięte na amen. - Czy w tej samej kurtce przyjechał dziś rano? - Taka stara, zielona. - Sylwia zerknęła na Matthew. - Lepiej otwórzmy te drzwi. Już tam biegł. - Rzeczywiście, strasznie mocno zamknięte! - zawołał przez ramię do Sylwii, która przyszła za nim razem z Flic. - Potrzebuję czegoś do podważenia. - Może znajdzie się coś w garażu - podsunęła Sylwia. - Pójdę poszukać - zaproponowała Flic. - Pośpiesz się, kochanie. Chloe też wyszła, a za nią pokazała się i Zuzanna. - Co się stało, Groosi? - Boimy się, że John mógł się zatrzasnąć w schronie. - Drzwi się zablokowały. - Mogę w czymś pomóc? - zapytała Zuzanna. - Flic już poszła po jakieś narzędzie - odrzekła Sylwia. Kahli zaczął ujadać gwałtownie i krążyć dookoła. Chloe pobiegła do schronu i załomotała w drzwi. - John! Jesteś tam? Pies nie przestawał szczekać. - Cicho, Kahli - uspokajała go Sylwia. Chloe kręciła głową. - Nic nie słychać. Wróciła Flic, wymachując czymś nad głową. - Znalazłam coś w rodzaju łomu. - Przebiegła obok babki i podała żelastwo Matthew. - Pośpiesz się, on mógł dostać ataku serca. Sylwia wysunęła się naprzód i odciągnęła Chloe na bok. - Zróbmy mu miejsce. Teraz wszystkie się cofnęły i tylko obserwowały go pilnie. - Co za cholerstwo! - Matthew pchnął mocno drzwi, chrząknął i wsadził łom w wąską szczelinę, próbując ustawić spaczone wrota na właściwym miejscu. - No, prawie... - Naparł jeszcze raz, aż wreszcie puściły. - Poczekajcie, sam tam zajrzę.