W środę rano markiz zwrócił się do niej po raz pierwszy od pamiętnej nocy na jarmarku.

  • Tessa

W środę rano markiz zwrócił się do niej po raz pierwszy od pamiętnej nocy na jarmarku.

30 January 2023 by Tessa

- Panno Stoneham, oczekuję mojego prawnika, pana Thorhilla - powiedział. - Czy mogłaby pani przygotować z panią Marlow pokój dla niego? - Oczywiście, milordzie. I to wszystko. - Pan Thorhill? - powtórzyła gospodyni. - Najlepiej, gdy umieścimy go w pokoju po pannie Baverstock. To bardzo miły, wygadany dżentelmen, a w dodatku nie zapo¬mina o służących. - W jej słowach słychać było gorycz, bowiem rodzeństwo Baverstocków nie obdarowało niczym służby. Wywołało to zresztą na dole powszechne oburzenie. - Często tu przyjeżdża? - spytała dziewczyna. - Od czasu śmierci lorda Alexandra średnio raz na miesiąc, panienko. - Rozumiem. Clemency zastanawiała się, czy prawnik wie o nieudanej próbie oświadczyn markiza. Zaraz jednak porzuciła tę myśl. To nieważne, bo tak czy inaczej markiz nie zechce spojrzeć po raz drugi na guwernantkę. Nie będzie też powodu, by połączył z jej osobą tamtą dawną sprawę. Następnego ranka Lysander i pan Thorhill siedzieli w gabinecie. Prawnik zauważył z troską, że jego szanowny pracodawca wygląda jeszcze bardziej mizernie, niż podczas ich ostatniego spotkania. Po raz kolejny przeklął trzeciego markiza Storringtona, który myślał wyłącznie o sobie, nie inwestując i wyciskając z Candover Court ostatni grosz. Pozwolił też, by jego starszy syn wyrósł na samolubnego i bezwzględnego młodzieńca, którego nie obchodziło nic poza własnymi uciechami. Ile rozrywki lorda Alexandra kosztowały posiadłość, Thorhill bał się nawet myśleć. Gdyby nie to, majątek, choć podupadły, przynajmniej za¬chowałby wypłacalność. - Milordzie, otrzymałem kilka propozycji kupna Can¬dover. - Prawnik otworzył skórzaną teczkę. - Według mnie dwie są dość obiecujące. Chęć nabycia posiadłości zgłosił niejaki pan Cromer oraz pan Bamstaple. - Nigdy nie słyszałem nazwisk tych dżentelmenów - wes¬tchnął Lysander i wyciągnął dłoń po listy. - Zgadza się, milordzie. Jeśli się nie mylę, obaj reprezen¬tują niedawno powstały kapitał. Pan Cromer posiada kopalnie w Weardale, a pan Bamstaple działa w branży wełnianej. - Widzę, że oferta pana Cromera jest korzystniejsza. - Tak, milordzie. Jednak dano mi do zrozumienia, że nie zechce zatrzymać służby, a wiem, że panu na tym zależy. - Za to pan Bamstaple zgłasza chęć przejęcia służących. Jakim jest człowiekiem? Poznał go pan osobiście? - Nie, panie markizie, spotkałem się tylko z jego przedstawicielem. Myślę, że można go porównać z nieco topornym, nie oszlifowanym diamentem. Ale jego agent twierdzi, że pracownicy wielce sobie chwalą łaskawość pryncypała. - Naturalnie - odparł sucho Lysander. - Czy sprowadzić tu obu panów, milordzie? - Thorhill pozwolił sobie na lekki uśmiech. Lysander, zanim udzielił odpowiedzi, popatrzył przez okno. Kamienie muru przy bramie wjazdowej błyszczały złotem w porannym słońcu. Na trawniku pojawiły się pierwsze jesienne liście. - Bardzo proszę, Thorhill. Niewątpliwie zechcą przyje¬chać w celu obejrzenia posiadłości. Ja sam również chciałbym ich poznać. Dopiero pod koniec rozmowy Lysander zapytał od nie¬chcenia: - Tak przy okazji, Thorhill. Pamiętasz pannę Hastings-Whinborough? - Tak, milordzie. - Czy przypadkiem znasz jej imię? - Nie, panie markizie. Chyba w ogóle go nie słyszałem. Imion młodych dam zazwyczaj nie podaje się do powszechnej wiadomości. - Oczywiście, że nie - przyznał Lysander zgaszony. - Czy mam się tego dowiedzieć? - Nie, nie. To tylko przelotna myśl. Mimo wszystko pan Thorhill zanotował to sobie w pa¬mięci. Rozmowa wróciła do spraw finansów. Uzgodnili, że Thorhill upoważni panów Cromera i Bamstaple’a do przyjechania i obejrzenia Candover. - Milordzie, obawiam się, że nie mam zbyt pomyślnych wieści, jeśli idzie o klejnoty rodzinne. - Dobry Boże, a są jeszcze jakieś? Myślałem, że zostały sprzedane już dawno temu. - W skrytce w banku Drummonda znajduje się mała szkatułka, ale nie ma w niej nic poza perłami lady Storrington. Reszta to tanie imitacje. - Wielce prawdopodobne - przytaknął Lysander. - Pa¬miętam, że matka coś takiego wspominała, gdy pewnego wieczora oglądałem jej diadem. - Udało się jej jednak ocalić perły, może dlatego, że wniosła je do małżeństwa w posagu. - A ile są warte? - Koło setki, milordzie. - W takim razie niech zatrzyma je Arabella. Sto funtów w tę czy tamtą stronę nie zrobi różnicy, a matczyna biżuteria jej się należy. - Wedle pańskiego życzenia, milordzie. Thorhill został w Candover jeszcze przez parę dni, naradzając się i przeglądając z markizem i Frome’em księgi rachunkowe. Pozostało do załatwienia kilka drobnych spraw, powiedział na koniec, układając dokumenty. Na przykład należałoby przedłużyć umowę dzierżawy z Hughettsami, ale wszystkie potrzebne papiery ma w swojej londyńskiej kancelarii. Następnie przeprosił markiza wyjaśniając, że obiecał spotkać się o czwartej z lady Heleną, wziął teczkę i wyszedł. Chociaż wiele osób komentowało głośno mizerny wygląd markiza, również blada twarz i brak apetytu Clemency nie pozostały nie zauważone, przynajmniej przez Arabellę. Dziewczyna kilka razy rozmawiała z Clemency o wyda¬rzeniach na jarmarku. - Zander nie chce do tego wracać - narzekała. - Według niego powinnam natychmiast o wszystkim zapomnieć! Panno Stoneham, to nie do wytrzymania, nie uważa pani? - Może chodzi mu o to, żeby przypadkiem nie wygadać się w towarzystwie - zasugerowała Clemency, choć sama sądziła inaczej. Widać markiz woli udawać sam przed sobą, że coś takiego nigdy nie miało miejsca. - Nie myślę, żeby to korzystnie wpływało na moją równowagę psychiczną - oznajmiła z powagą Arabella, a gdy Clemency się zaśmiała, dodała: - Niech pani popatrzy na Zandra, wygląda okropnie. Czy rozmawiał z panią? - Nie. - Clemency poczuła rumieńce na twarzy. - No, proszę bardzo. - Przyglądała się Clemency, która odwróciła głowę. - Pani też nie wygląda najlepiej. Mam nadzieję, że pan Baverstock pani nie skrzywdził? - Ależ skąd! - zaprzeczyła Clemency. Za to Lysander to zrobił, pomyślała z bólem. - Nie wierzę, jest pani blada jak prześcieradło. - Arabello, proszę uważać na swój język. Nie byłam, jakby to powiedzieć, napastowana przez pana Baverstocka, jeśli miałaś to na myśli. Przeżyłam jedynie kilka nieprzyjem¬nych chwil, to wszystko. - Ale coś się wydarzyło, prawda? - nalegała Arabella. - Zander najwyraźniej pani unika. Powiem mu, jak bardzo się pani tym przejmuje. Clemency odwróciła się do niej gwałtownie. - Arabello, jeśli wspomnisz o tym choć jednym słowem, natychmiast odejdę - rzuciła zawzięcie. - Mówię poważnie. Jeśli nawet tamtego wieczora zaszły jakieś bolesne dla mnie zdarzenia, wolę zachować je dla siebie. I proszę to uszano¬wać, nikt nie ma prawa wtrącać się w moje prywatne sprawy.

Posted in: Bez kategorii Tagged: imiona dla dziewczyny, farba do włosów blond bez żółtego odcienia, jak dobrać kolor rajstop,

Najczęściej czytane:

Twój jedyny błąd polegał na tym, że przed laty pozwoliłeś, by

Mowery przypisał sobie zasługę za osłabienie tej próby zamachu. Sebastian przymrużył oczy. – Osłabienie? Co to za słowo? ... [Read more...]

puściła się biegiem za Paolem.

Gdy tylko Federico zniknął im z pola widzenia, Paolo przestał biec. Zatrzymał się i popatrzył na Pię. - Znam świetną kryjówkę. Chcesz się ze mną schować? ... [Read more...]

rytmem i doceniam postawę Jennifer oraz dobrą wolę

i wsparcie, jakiego Wasza Wysokość udziela jej i jej mężowi. Jednak czy Wasza Wysokość nie sądzi, że gdy pojawia się dziecko... ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 instytutkosmetyczny.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste