Kiedy już wszyscy złożyli wyjaśnienia, Bryan wyszedł, wiedząc, że
zostawia Jessicę bezpieczną wśród naprawdę oddanych przyjaciół. Udał się do szpitala, a ponieważ nie mógł od razu zobaczyć Barry'ego, który wciąż przechodził badania, postanowił zajrzeć do Davida Hayesa i sprawdzić, jak chłopak się czuje. Spytany o Hayesa pielęgniarz zniżył głos: - Nigdy nie widziałem, żeby ktoś stracił aż tyle krwi, ale chyba powinien z tego wyjść. Ktokolwiek zaatakował tych gliniarzy, nieźle poharatał mu rękę, ale to nadal nie wyjaśnia... - Czego? - spytał Bryan, gdy tamten urwał. - Hayes upiera się, że został zaatakowany przez wampira, i to dwukrotnie. Najpierw zaatakowała go naga dziewczyna w kostnicy, a potem w izolatce mężczyzna w lekarskim kitlu. - Jest przytomny? Można go odwiedzić? - Jest przytomny, ale nie wiem, co z wizytą. To zależy od zgody policjanta, który go pilnuje. Bryan podziękował za informacje. Przed izolatką trzymał straż sierżant George Mendez, który bez słowa komentarza wpuścił Bryana do środka. - Cześć, Davidzie. Jak się czujesz? Chory spojrzał na niego. - Czy ja pana znam? RS 283 - Jestem profesorem. Badam starożytne legendy i wierzenia. Na przykład o wampirach. - One istnieją - oświadczył David z całą powagą. - Wiem. Na twarzy chłopaka odbiło się zdumienie, gdyż po raz pierwszy ktoś dal wiarę jego słowom. Bryan uśmiechnął się. - Nikt inny nigdy ci nie uwierzy, dlatego na twoim miejscu przestałbym o tym wspominać, skoro chcesz zostać lekarzem. - Pan nie rozumie. Jak mam o tym nie mówić? Jestem śmiertelnie przerażony. - Wszystko będzie dobrze. Wampir, który cię zaatakował, już tu nie wróci, ponieważ skupił się na swoim właściwym celu. Możesz więc tu leżeć spokojnie, dojdź do siebie, nie wyrywaj się za szybko do domu, a potem zostań znakomitym lekarzem. - I to wszystko, co mam zrobić? - Cóż, nie zaszkodzi, jeśli będziesz jadł dużo czosnku i trzymał w domu dużo religijnych symboli. - Takich jak krzyże? - Takich, w których skuteczność wierzysz. Uwierz mi, kimkolwiek jest ta najwyższa istota, która czuwa nad nami, ostatecznie będzie liczyło się tylko to, jak za życia traktowaliśmy się nawzajem. David wpatrywał się w niego bez słowa. - Dzieciaku, dostałeś szansę. Skorzystaj z niej - doradził Bryan i skierował się ku drzwiom. - Hej, profesorze! Czy mogę na pana liczyć, w razie gdybym... gdybym potrzebował jakiejś pomocy? RS 284 - Mnie akurat nie będzie tu przez jakiś czas, ale nie obawiaj się, ktoś będzie nad tobą czuwał. Wrócił na izbę przyjęć, dowiedział się, gdzie znaleźć Barry'ego Larsona i poszedł go zobaczyć. Muzyk na szczęście miał tylko lekkie