właściwie od początku tak jej nie lubił.
On też został - częściowo z niejasnego poczucia obowiązku, lecz przede wszystkim dlatego, że chciał tu być, ze względu na samą Sylwię, oczywiście, a także trochę przez pamięć Karo. I nawet... choć to czyste szaleństwo, ze względu na Flic. Widział w jej oczach panikę, kiedy Sylwia upadła, i to straszne poczucie klęski, gdy dziewczyna musiała zgodzić się na jego pomoc. Stał potem przez jakiś czas, obserwując ją przy łóżku chorej, i przypomniało mu się, jaka wydawała mu się na samym początku znajomości, jeszcze w Szwajcarii: piękna, zrównoważona, dojrzała jak na swój wiek. Nawet teraz z trudem wierzył, że mogła być zdolna do tego wszystkiego, co mu zrobiła w ciągu ostatniego roku. Komu uwierzą przysięgli? Ta myśl zmroziła go do tego stopnia, że wrócił do poczekalni. Zastał tam Zuzannę, z którą zawarł tymczasowy rozejm, oraz innych ludzi o skupionych twarzach. Mieli do dyspozycji ekspres do kawy, obok kręcili się lekarze i sanitariusze, przechodziły zajęte rozmową pielęgniarki. Rano Sylwii nic już nie zagrażało, ale była bardzo osłabiona i lekarz zarządził przeniesienie chorej na oddział kardiologiczny. Im zaś kazano wracać do domu. - Nie pójdę - zbuntowała się Flic. - Jesteś kompletnie wykończona - perswadowała jej łagodnie Zuzanna. - Na nic się babci nie przydasz, jeśli się nie prześpisz kilka godzin. Matthew, który stał w pewnej odległości, nie zabierał głosu. Wiedział, że skoro poprze Zuzannę, Flic się nie ruszy na krok. Poszli w milczeniu do samochodu. Flic od razu usiadła na miejscu pasażera. Zuzanna przechyliła fotel kierowcy, żeby Matthew mógł się dostać do tyłu. - Dlaczego on wsiada? - spytała Flic. - Wracam do domu zabrać parę rzeczy. - Tylko po to? - Na razie tak. Flic nie odezwała się więcej, ale kiedy dojechali do Aethiopii, pomaszerowała pierwsza do domu i zagrodziła Matthew drzwi. - Możemy ci przynieść, co tam chcesz. Znów wezbrała w nim złość. - Jestem zbyt zmęczony na awantury. 299 - Daj spokój, Flic - zaszczebiotała Zuzanna. - Wpuść go, bądź grzeczną dziewczynką. - Nie mów do mnie jak do dziecka! - To się nie zachowuj jak dziecko - odparł Matthew. - Słuchaj, może powiesz mi, czego potrzebujesz, to spróbuję ci to znaleźć - spróbowała interweniować Zuzanna, patrząc na niego przepraszająco. - To nam zaoszczędzi awantur... - Nie do wiary! - westchnął. - Po prostu nie do wiary... - Jest bardzo zdenerwowana. - A ja nie? - Z trudem się zmusił, by cofnąć się o krok. - Przepychanki z kobietami nie należą do moich ulubionych praktyk, więc chyba nie mam wyjścia. - Przykro mi - szepnęła Zuzanna. Szedł już ścieżką z powrotem, ale nagle coś sobie przypomniał. - Ty z nimi zostajesz, Zuzanno?