jej sie w piersi jak oszalałe.
Była sama. W swoim łó¿ku. W ciemnosci. Gdzies za oknem gałaz uderzała w okiennice. Zegar w holu tykał głosno, odmierzajac kolejne minuty. Poza Marla w pokoju nie było nikogo. Po chwili, kiedy zdołała sie opanowac, usiadła na łó¿ku, przyciskajac kołdre do piersi. - To był tylko sen - powiedziała sobie. - Tylko zły sen. Spojrzała na zegar. Wpół do piatej. Jeszcze nie zaczeło switac. Potarła dłonmi ramiona, szeroko otwierajac oczy, ale koszmar nie znikał. Wizja ze snu była zbyt wyrazna, zbyt realna. Głeboko zapadła w jej umysł, tak jak inna, podobna scena, która nagle z przera¿ajaca dokładnoscia wypłyneła na powierzchnie jej pamieci. - Nie pozwole na to - warknał Alex. - Nie pozwole ci go zabrac. 401 - Tak? To patrz, ty draniu - odpaliła, podchodzac do niego. - Pozwe cie do sadu, nie zawaham sie przed niczym, byle moje dziecko nie dorastało w tej... tej groteskowej sytuacji. Gdzie on jest? - Tu go nie ma. - Kłamiesz! - Sama sie przekonaj. - Jesli zrobiłes mu krzywde... - Głos jej sie załamał, na sama mysl o takiej mo¿liwosci ¿oładek podszedł jej do gardła. - Przysiegam, ¿e... - Nigdy bym go nie skrzywdził. Został ukryty, to wszystko. - Nie wierze ci. - Wbiegła na góre schodami, przeskakujac po dwa stopnie. Nie poszedł za nia. O Bo¿e, mówił prawde. Gdy otworzyła drzwi do sypialni, serce biło jej tak mocno, ¿e omal nie zagłuszyło dzwonka telefonu. Pokój dziecinny był pusty. Zimny. Wrogi. Przebiegła pozostałe pokoje, ale wiedziała ju¿, ¿e Alex mówił prawde i ¿e ten dom, który kiedys uwa¿ała za pałac z basni, był zimny i pozbawiony duszy. A teraz nie było słu¿by, nie było rodziny, nie było... dziecka. Zabrakło jej tchu w piersiach. Czuła sie wyczerpana, urodziła zaledwie kilka dni temu. Weszła na schody i zatrzymała sie na poziomie salonu, opierajac sie o porecz. Widziała stad Aleksa, odwróconego do niej tyłem i rozmawiajacego przez telefon. Mówił cicho, lecz wyraznie. - Tak... tak... powiedziałem, ¿e przyjde. Po prostu czekaj... nie wiem... dwie godziny, mo¿e trzy... Mam tu cos, czym musze sie zajac. Tak, wiem... ja ciebie te¿, naprawde... - Kochanka, rozmawiał ze swoja kochanka, a to wszystko miało jakis zwiazek z dzieckiem. - Zostan tam... patrz na ocean, pospaceruj po pla¿y... uspokój sie... wszystko bedzie dobrze. - Kto to? - spytała Marla, zbiegajac ze schodów. Alex szybko odło¿ył słuchawke i odwrócił sie do niej, zmieszany. 402 - Gdzie jest moje dziecko?! - krzykneła. Wtedy ja chwycił. Błyskawicznie złapał ja za ramie pote¿na, twarda dłonia. Marla poczuła, ¿e krew odpływa jej z