towarzystwa, gdy te zanurzały się w zimnej, słonej wodzie.
Becky przyglądała się temu wszystkiemu uważnie, idąc po nadmorskich kamyczkach, które chrzęściły jej pod nogami. Nie miała bynajmniej zamiaru korzystać z tych udogodnień. W zupełności wystarczały jej własne nogi. Twarz miała skrytą pod głęboką budką, a zamiast stroju kąpielowego odziana była w cienką perkalową sukienkę cielistej barwy, z długimi rękawami, na niej zaś nosiła lekką zieloną narzutkę. Ten luźny, sięgający aż po kostki ubiór, wystarczająco chronił jej skórę przed słońcem. Nieufnie zerknęła na odległy pagórek i położyła budkę wraz z narzutką na brzegu. Woda była bardzo zimna. Narzutka okaże się więc potrzebna potem, żeby osłonić mokrą suknię, po wykonaniu zadania. Zzuła pożyczone buty, krzywiąc się przy tym, bo promienie słońca niemiłosiernie kłuły ją w oczy. Nad samą wodą dwie mewy wydzierały sobie wzajemnie zdechłego kraba. Becky zmarszczyła ze wstrętem nos i odwróciła od tego widoku wzrok. Morze pieniło się jej wokół nóg, niosąc ze sobą strzępki wodorostów, kiedy weszła w przybrzeżne fale, rozpryskujące się na pobliskich głazach. Wiatr igrał z jej długimi włosami, gdy wypatrywała Parthenii Westland, usiłując nie ulec nieodpartemu urokowi morza. Zanurzyła się aż po pas w zimnej wodzie, wstrzymując oddech. Szybko zauważyła, że wiejskie matrony mają za dużo roboty, by zwracać na nią uwagę. W morzu pluskało się bowiem dobre pół setki amatorek kąpieli, a z pięciu wozów kąpielowych wciąż wysiadały nowe. Widok tyłu dziewcząt w jej wieku zasmucił ją, choć tylko na chwilę. Uświadomiła sobie, ile w życiu straciła z winy dziadka. Jego wrogość pozbawiła ją nie tylko pięknych strojów i przyjęć, ale też towarzystwa rówieśnic z jej własnej sfery. Nie miała jednak czasu na żale. Osłaniając oczy dłonią, wypatrzyła w gronie dziewcząt Parthenię Westland. Świetnie! Teraz pozostawało jej tylko czekać na odpowiedni moment. Zanurzyła się głębiej i podpłynęła, niby to przypadkiem, w tamtym kierunku. Słońce, ruch i chłodna woda sprawiły, że poczuła się raźniej. Wkrótce przestały nią wstrząsać dreszcze i zaczęła się cieszyć kąpielą, nie spuszczając oka z upatrzonego celu. Nieco wcześniej spytała Aleca - uważając, by nie słyszał ich Draxinger - w jaki sposób ma wzbudzić zainteresowanie Parthenii. - Po prostu zjednaj ją sobie. - Ale jak? - Zawsze uważałem, że najlepiej byłoby odwołać się do próżności Westlandów - odparł sucho i pomógł jej wymyślić prostą, lecz przekonującą historyjkę. - Nie dbam ani trochę o uczucia Draksa - mruknął potem. - To arogancka, arystokratyczna panna. Nie rozmawiaj z nią jak z równą sobie, bo wcale nie będzie chciała cię wysłuchać. - To znaczy, że mam jej schlebiać? - Tylko ten jeden raz. Jakoś zdołasz go wytrzymać. Cóż, jeśli musi trochę pokoloryzować, to trudno. Na prawdę przyjdzie czas później! Przez kilka minut pływała na plecach, a fałdy sukni rozpościerały się wdzięcznie wokół jej postaci. Z rozpostartymi rękami wpatrywała się w białe obłoczki na niebie tak błękitnym jak oczy Aleca. Wciąż jeszcze nie opuszczało jej zdumienie, że poświęcił dla jej sprawy apartament u Althorpe'a. Jeżeli przegra turniej, stanie się tak samo bezdomny i ubogi jak ona. Nie zamierzała jednak zaprzątać sobie tym głowy. Alec wydawał jej się teraz kimś zupełnie innym, o wiele bardziej stanowczym i walecznym niż przedtem. Wreszcie Parthenia weszła z powrotem do swojego wozu kąpielowego. Znakomicie! Becky odbiła się od dna i podpłynęła ku niemu, pozornie przypadkowo. Gdy książęca córka wspinała się po schodkach, Becky znalazła się tuż za nią, potem zaś pchnęła pospiesznie małe drzwiczki, weszła do środka i zamknęła je za sobą. - A cóż to takiego?! - wykrzyknęła Parthenia, przerywając wycieranie uszu ręcznikiem. - Co pani tu robi? To jest prywatny wóz kąpielowy! - Muszę z panią pomówić w niezwykle ważnej sprawie! - Becky pociągnęła za sznurek od dzwonka, którym dawano chłopcom sygnał, że konie mają ruszyć. - Kim pani jest? - spytała wyniośle Parthenia. - Przyjaciółką. - Ależ ja nigdy pani nie widziałam. Co ma oznaczać takie najście? Proszę się zaraz