- I pewnie pan nie pamięta, gdzie pan był dokładnie w chwili jej śmierci
i kto ewentualnie może to potwierdzić? - Znów spojrzał w notatki. - Dla odświeżenia pańskiej pamięci: śmierć pani Gardner nastąpiła między drugą a trzecią po południu, w sobotę. - Nie trzeba mi odświeżać pamięci - odrzekł ostro Matthew, mimo poczucia klęski. - Więc przypomina pan sobie, gdzie był w tym czasie? Matthew kręcił głową, wciąż wytrącony z równowagi. - Niezbyt dokładnie. Przypuszczam, że albo w restauracji, albo na werandzie. - Znów zerknął na Crockera i znów nie znalazł u niego pomocy. - Dlaczego pyta mnie pan o śmierć mojej żony? Pański kolega, detektyw... - Daremnie próbował sobie przypomnieć nazwisko. - To śledztwo prowadził między innymi detektyw sierżant Ross - podpowiedziała mu konstabl Riley. - Tak jest. Złożył zeznania podczas rozprawy. Nareszcie Crocker położył mu rękę na ramieniu ostrzegawczym gestem. - Podobnie jak mój klient, jestem zaskoczony tymi pytaniami, panie sierżancie. Czy mogę wiedzieć, po co je pan zadaje? Malloy pokiwał głową, zamknął teczkę na biurku i uśmiechnął się posępnie. - Myślę, że na tym możemy zakończyć, panie Crocker. Nie zatrzymujemy ani pańskiego klienta, ani pana. Riley podniosła się bez słowa. - Pan Gardner jest już wolny? - spytał Crocker. - Najzupełniej. 273 - A co z odciskami i z próbką? - chciał wiedzieć Matthew. - Jeśli nadal nie ma pan nic przeciwko temu... - Detektyw zawiesił głos. - Jeszcze tylko jedno pytanie - dodał, jakby dopiero teraz wpadł na jakiś pomysł. - Pozwoli pan? - Oczywiście. - Tym razem łatwiejsze, bo na temat niedalekiej przeszłości. - Kolejny lodowaty uśmiech. - Gdzie pan był wczoraj, powiedzmy, około dwunastej trzydzieści? Czas śmierci Izabeli. Matthew wlepił wzrok w Malloya, potem zerknął z ukosa na Crockera. - W moim biurze. W firmie Vikram, King, Farrow przy Bedford Square. - Przełknął z wysiłkiem ślinę. - To jest w Bloomsbury. - Ktoś to może potwierdzić? - Raczej nie. - Matthew nie spuszczał z niego oczu, czując, jak gniew rozsadza mu piersi. - Mój szef, Philip Bianco wyszedł stamtąd nieco wcześniej, podobnie jak dwóch innych kolegów. Mam podać ich nazwiska? - Owszem, proszę. - Riley wzięła długopis. - Stephen Steerforth i Andrew MacNeice - powiedział Matthew przez zaciśnięte zęby. - O której wyszli? - spytał Malloy. - Nie pamiętam. Będzie pan musiał ich zapytać. - W porządku. - Malloy zapisał coś na kartce. - To tyle na razie, panie Gardner. Dziękuję za współpracę. Parę lat wcześniej, podczas długiej wizyty u nowojorskiego dentysty, Matthew przekonał się, że jeśli człowiek zamknie oczy i zacznie myśleć o czymś przyjemnym, pomoże mu to wyłączyć się mentalnie z rzeczywistości. Kiedy jednak podpisał w pomieszczeniu aresztu stosowne formularze, wiedział, że tym razem nie pomoże