różne miejsca i starał się, by zawsze czuła się wyróżniona.
Czy pieniądze i wpływy miały dla niej jakieś znaczenie? Jasne, że tak. Richard nie był ubogim studentem stypendystą, tylko świetnie ustawionym młodym mężczyzną, o którym było wiadomo, że zrobi karierę. Zdobędzie władzę i jeszcze większe pieniądze. Wszyscy o tym wiedzieli, a on też się z tym nie krył. Ale przecież nie znaczyło to, że go nie kochała i interesowało ją tylko jego bogactwo. Podeszła do komódki, w której trzymała ubranka Emmy, i zaczęła przestawiać zdjęcia i bibeloty. Zmarszczyła brwi. Brakowało jej ulubionego zdjęcia, na którym Richard trzyma Emmę zaraz po jej przyjeździe ze szpitala. Sprawdziła na podłodze i za komódką, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Zajrzała nawet do łóżeczka, też na próżno. W końcu stanęła z rękami na biodrach na środku pokoju i zacisnęła wargi. Gdzie się, do licha, podziało? Powinno tu przecież być. Widziała je jeszcze dziś rano, przed wyjazdem Richarda. Skupiła się nad tym, co dzisiaj robiła. Gdy Richard przyszedł się pożegnać, bawiła się z Emmą na dywaniku. Wstała, żeby pocałować męża, i właśnie wtedy jej wzrok padł na to zdjęcie. Więc gdzie jest teraz? Od strony holu dobiegł do niej lekki trzask podłogi, a potem cichy szum, podobny do dźwięku, jaki wydają jesienne liście. Przerażona Kate zamarła. Podniosła dłoń do szyi, przypominając sobie to, co stało się dziś rano z łóżkiem. Miała przed oczami dwie wgniecione poduszki. A potem jeszcze ten wieszak! Odwróciła się wolno w stronę drzwi. Były półotwarte, ale nikogo za nimi nie dostrzegła. Na drżących nogach przeszła do przedpokoju, ale też był pusty. – Richard! – zawołała niezbyt pewnym głosem. – Richard, to ty? Odpowiedziała jej cisza. Wstrzymała oddech i nadstawiła uszu, próbując wychwycić każdy, nawet najmniejszy dźwięk. Na próżno mówiła sobie, że to głupstwo. Na próżno przypominała, że w starych domach słychać różne odgłosy. Ale fotografie same nie znikają. Wieszaki nie urządzają sobie spacerów po sypialni. A łóżka nie wgniatają się pod własnym ciężarem. Nie była sama! Z walącym sercem podeszła do łóżeczka i delikatnie wzięła na ręce śpiącą Emmę. Dziecko jęknęło i przeciągnęło się, ale na szczęście nie otwarło oczu. Kate przeniosła ją do części domu położonej przy ulicy, starając się poruszać jak najciszej. Leżaczek samochodowy i torbę z jednorazowymi pieluszkami zostawiła przy drzwiach. Teraz wzięła te rzeczy i trzęsącymi się rękami ułożyła Emmę w leżaczku. Zapięła pasy i wyprostowała się, żeby wyjść. Za grubym szkłem drzwi wejściowych dostrzegła męską sylwetkę. Zaczynało się ściemniać, ale widziała go dokładnie. Kate wydała z siebie głuchy jęk i zasłoniła koszyk z dzieckiem. – Kate? – Mężczyzna zastukał do drzwi. – To ja, Joe. Sąsiad. Uniosła drżącą rękę do ust i zaczęła się śmiać. Poczuła ulgę, a jednocześnie było jej głupio, że tak spanikowała. Stary Joe, jak wszyscy go tu nazywali, miał osiemdziesiąt lat i lubił wściubiać nos w nie swoje sprawy. Jednak wszyscy wiedzieli, że jest zupełnie niegroźny.