wysoko na świeczniku, że jej zniknięcie wywoła za duży ferment i
będzie ich kosztować, w najlepszym przypadku, kupę kasy za nakłonienie pewnych służb do przymknięcia oczu. W gorszym wypadku mogliby nawet obaj skończyć w więzieniu, w Stanach albo w Meksyku - zależy, gdzie by ich schwytano. Jeśli miałoby do tego dojść, Pavon zdecydowanie preferował amerykańskie pudło: przynajmniej każdy miał tam klimatyzację, papierosy i kolorowy telewizor. an43 310 Gallagher. Pavon mu nie ufał, ale w zasadzie nie ufał przecież nikomu. Ich współpraca była długa i owocna, Gallagher miał wrodzony talent do robienia pieniędzy. Kiedy Pavon spotkał go po raz pierwszy, True był biedny jak mysz kościelna, ale miał w sobie energię, determinację i masę pomysłów. Był przy tym człowiekiem absolutnie pozbawionym skrupułów, co znakomicie pomagało. Gallagher zawsze umiał dorwać się do kasy; jeśli nie potrafił jej zarobić, to kradł i robił różne przekręty, nie przejmując się, ilu ludzi zgnoi przy tej okazji. Taki człowiek musiał zajść daleko. Pavon szybko zrozumiał, że lepiej sprzymierzyć się z takim typem jak Gallagher, niż działać na własną rękę i z czasem, być może, mieć go przeciwko sobie, narażając się na ryzyko szybkiej eliminacji. W związku z tym Pavon zadbał, by stać się dla Gallaghera człowiekiem niezbędnym. Jeżeli True chciał, by ktoś zniknął, Pavon brał to na siebie. Jeśli coś miało być ukradzione, Pavon kradł. Jeżeli komuś należało dać nauczkę, Pavon osobiście upewniał się, by upierdliwy osobnik pojął, jak bardzo niemądrze jest zadzierać z senior Gallagherem. Ogólnie sprawy szły nieźle, aż do tej historii przed dziesięcioma laty A zadanie było takie proste: zabrać jasnowłose dziecko młodej gringa, która odwiedzała pewien mały wiejski targ przynajmniej trzy razy w tygodniu. Pojechali więc razem z Lorenzo do tej wioski i czekali. Doczekali się szybko, już kolejnego ranka kobieta zjawiła się na miejscu. an43 311 Myśleli, że pójdzie łatwo. Utrudnieniem było to, że babka miała dziecko w nosidełku na piersiach, a nie w koszyku czy na ręku. Na szczęście Lorenzo zawsze nosił przy sobie nóż. Plan był taki, że osaczą tę gringa, Lorenzo przetnie paski nosidełka, Pavon chwyci dziecko i rzucą się do ucieczki. Jacyś bogaci jankesi oferowali kupę kasy za jasnowłose dziecko do adopcji - a to zdawało się im łatwym celem. Młoda gringa zajęta zakupami sprawiała wrażenie typowej Amerykanki, nieporadnej i nieprzygotowanej na niebezpieczeństwo. Nie docenili jej. Oczekiwali, że spanikuje i zacznie histerycznie wrzeszczeć, tymczasem kobieta rzuciła się do nierównej walki z niespodziewaną siłą i determinacją. Pavon wciąż miewał koszmary o tym, jak jej palec zagłębia się pod powieką, wydłubuje mu gałkę oczną, jak on cofa się, czując ogień na twarzy, trzęsąc się z potwornego bólu i przerażenia. Lorenzo dziabnął sukę w plecy i udało im się uciec, ale niestety, ona przeżyła. Sam Pavon wiele dni dochodził do siebie, przeklinając kobietę i obiecując jej zemstę. Tam, gdzie było kiedyś jego oko, teraz ziała zbliznowaciała czerwona