Jeremy podziękował sztywno i poczekał, aż sobie pójdą, dopiero
wtedy z powrotem zajął swoje miejsce na krześle i sięgnął po dłoń Jessiki. Siedzieli tak, patrząc na pogrążoną w letargu chorą. Ona z tego wyjdzie, powtarzała sobie w myślach Jessica, lecz jakiś głos w jej głowie pytał, czy przypadkiem nie okłamuje samej siebie. Lata pracy w policji pozwoliły Seanowi Canady'emu doskonale ukryć zaskoczenie na widok swojego gościa. Spodziewał się ujrzeć chudeusza w okularkach, który nigdy nie wytyka nosa poza uniwersytecką bibliotekę i w ogóle nie rozmawia ze zwykłymi śmiertelnikami o RS 92 przyziemnych sprawach, tymczasem siedzący przed nim mężczyzna był barczysty i robił duże wrażenie. Typ Indiany Jonesa, ocenił w myślach Sean. Gość chciał wiedzieć, czy ostatnio krążyły w okolicy jakiekolwiek pogłoski o wampirach, o kulcie związanym z piciem krwi i podobnych rzeczach, na co usłyszał, że to, u diabła ciężkiego, jest Nowy Orlean, więc podobne pogłoski są na porządku dziennym. Sean wskazał na swój komputer. - Nawet gdybyśmy siedzieli tu cały dzień, nie zdołałbym pokazać panu każdego raportu dotyczącego jakiegoś wariata, który uznał się za wampira, jakiegoś balu wampirów, który musiała zakończyć policja, bo uczestnicy zaczęli świrować, jakichś dziwacznych obrzędów na którymś z cmentarzy lub jakiegoś pijaka, który na ulicy ugryzł innego pijaka. - Wiem. - Bryan McAllistair uśmiechnął się niewesoło i pokiwał głową. - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Sean popatrzył na leżące przed nim notatki, potem znów podniósł wzrok na swojego gościa. - Pan brał udział w tamtej nieprzyjemnej historii w Rumunii, prawda? - zagadnął, starannie dobierając słowa, zaś owa ostrożność wynikała z tego, że wiedział bardzo dużo o istotach nie do końca ludzkich, lecz dla dobra swojej rodziny wolał tego nie ujawniać, dlatego też na zewnątrz zazwyczaj udawał sceptyka. - Znalazłem się w Rumunii w celu wygłoszenia serii wykładów - skorygował Bryan. - Zupełnym przypadkiem usłyszałem plotki o szykującej się imprezie i powiadomiłem policję. Gdyby na czas potraktowała moje ostrzeżenia poważnie... - Wzruszył ramionami. - Kto RS 93 wie, czy nie złapaliby wówczas tego, kto za tym stał? Niestety, główny prowodyr zdołał zbiec. - Przynajmniej nikt nie zginął - zauważył Sean, lecz potem potrząsnął głową. - Ta dziewczyna w szpitalu... Podobno może z tego nie wyjść. Lekarze nie wiedzą, co się dzieje, lecz ona powoli gaśnie. -Nagle ogarnęło go znużenie. - Właściwie nie rozumiem pańskich pytań. Owszem, trójka dzieciaków z Nowego Orleanu została w to przypadkiem zamieszana, lecz nie rozumiem, czemu uważa pan, że coś niepokojącego ma stać się tutaj. Przez to czerwone niebo, odpowiedział sam sobie. Maggie też je zauważyła. - Nie powiedziałem, że coś się szykuje w Nowym Orleanie. Ale jak sam pan zauważył, ta trójka jest stąd, a miasta znane z okrutnych, krwawych legend przyciągają różne... kłopoty. Niedawno w Edynburgu odbyło się w nocy potajemne spotkanie w podziemnych kryptach, podobno nawiedzanych przez duchy, a po tym spotkaniu znaleziono tam