– Koktajle mleczne?
– Nie. Na razie napijcie się czegoś z lodówki. Gdy odbiegli, Sebastian podniósł głowę i popatrzył na nią. – Madison pracuje w stodole. Jest na mnie wściekła. Teraz mówi, że przypominam jej Humphreya Bogarta w ,,Afrykańskiej królowej’’. Czy ty też uważasz, że jestem bardziej podobny do Bogarta niż do Eastwooda? – Myślę, że moja córka ma bujną wyobraźnię. W świetle dnia widać było, że jego rany, choć bolesne i nieprzyjemne, były powierzchowne i powinny się szybko zagoić. Sebastian przymrużył oczy i przyjrzał się jej przenikliwie. – Co ci chodzi po głowie, Lucy? – Nic – odrzekła, patrząc na wspaniałą zieleń ogrodu, który nadal wyglądał jak za czasów poprzedniej właścicielki. Miejscowi uważali życie Lucy za kontynuację życia Daisy. Czy Sebastian też tak uważał? Czuła na sobie jego wzrok i wiedziała, że próbuje przeniknąć jej myśli. – Czy Daisy po śmierci męża kiedykolwiek poszła nad wodospad? – Nie, nigdy. – Potrząsnął głową. – Ty też chyba nie lubisz tam chodzić. – Dziadek zginął na długo przed moim urodzeniem. Daisy nie lubiła, kiedy tam chodziłem, ale nie zabraniała mi tego, chyba że w zimie. To piękne miejsce. – To znaczy, że wczoraj nie byłeś zdekoncentrowany? – Byłem. – I co? – Jak to: co? – Przecież wiesz. – Nie rozumiem, Lucy. O co ci chodzi? – Wiem, że nie przyjechałeś tu tylko ze względu na mnie – powiedziała szybko, nie bawiąc się w żadną dyplomację. – Miałeś jakieś inne powody. – Na przykład? Ten człowiek mógł doprowadzić do szaleństwa. – Po co mam zgadywać, skoro sam mi to powiesz. Musisz. Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie. – Jak mus, to mus, ale sam nie wiem, co ci powiedzieć. Wolałbym usłyszeć od ciebie, jak daleko sięgają twoje przypuszczenia. – Czy to znaczy, że rzeczywiście miałeś jeszcze jakieś powody? – Za dużo myślisz. Lucy złożyła ramiona na piersiach i zastanawiała się przez chwilę. – Dobrze. W porządku. Od tej chwili masz mnie informować, gdzie jesteś, co robisz, co wiesz i jakie masz plany. To jest mój dom, moje miasto, moja rodzina i moje życie. Jasne? Sebastian założył ręce na karku i wyciągnął się na kocu. – Jasne, Lucy. Aha, twój syn oszukuje przy grze w warcaby. Jeśli Georgie to zauważy, rozpęta się prawdziwe piekło. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Sidney położyła ręce na ramionach Jacka, nie pozwalając mu wstać. – Siedź – powiedziała. – Ja zrobię martini. Uśmiechnął się, czując zapach jej perfum. Była piękna i dobra.