skłoniło ją, żeby to powiedzieć?

  • Tessa

skłoniło ją, żeby to powiedzieć?

18 August 2022 by Tessa

- Zdaje się, że oboje mamy emocjonalne obciążenia - powiedział ze spokojem. Popatrzyła na niego w końcu. Od tego, co zobaczyła w jego oczach, serce ścisnęło jej się bólem, jego bólem tym razem. Nie odezwała się, nie chcąc zerwać nawiązanej tak niespodziewanie cienkiej nici wzajemnego porozumienia. - Zawsze sądziłem - powiedział - że mój ojciec opuścił matkę, kiedy byłem dzieckiem. Dopiero ostatnio poznałem dokładne okoliczności tej sprawy. Wspomniałem ci o tym. Nauczono mnie ojcem gardzić i nienawidzić go. Dopiero dziś widzę, że źle go osądziłem, ale wtedy nie znałem prawdy. - Chciałabym móc powiedzieć to samo o moim ojcu - wyznała. - Niestety zawsze znałam prawdę. - W jej głosie brzmiał niekłamany smutek. - A jednak chcesz pomóc jego dziewczynie i dziecku? - Oni to nie on. Po prostu czuję, że powinnam. - Westchnęła cicho. - Dlatego chcę sprzedać apartament. Dla Kate i Sama. - Byłaś ze mną szczera, teraz moja kolej – odpowiedział Edward. - Przed twoim przyjazdem tutaj brałem udział w rozpracowywaniu międzynarodowego gangu dopuszczającego się na terenie Żurami różnego rodzaju przestępstw, między innymi podwójnej sprzedaży apartamentów, co pozwalało prać brudne pieniądze. Żeby pozyskać ich zaufanie, występowałem w roli chętnego do współpracy. W dowód wdzięczności zostałem obdarowany tym apartamentem, więc chcąc utrzymać pozory prawdomówności musiałem w nim zamieszkać. Tamtej nocy, kiedy cię tu zastałem, zaproponowano mi spędzenie czasu z jedną z prostytutek, które zamierzali sprowadzić do Zuranu. Odrzuciłem tę ofertę, ale kiedy cię tu zastałem, pomyślałem... - .. .że jestem prostytutką - dokończyła za niego Bella. - W porządku. Nie musisz przepraszać. - Nie sądzę, żebym miał za co - odparł Edward chłodno. - Pomyliłem się co do twojego zawodu, ale wcale nie ukrywałaś, że podoba ci się to, co się działo. Bella nie mogła zaprzeczyć, ale spróbowała się bronić. - To była pomyłka. Ja nie... Z jego miny widziała, że jej słowa odnoszą skutek przeciwny do zamierzonego, a nie chciała mu opowiadać o kłopotach z własną seksualnością. Uśmiechnęła się szeroko. - No to teraz, kiedy już sobie wszystko wyjaśniliśmy, poszukam jakiegoś hotelu. Jestem już spakowana... - Nie. Musimy natychmiast jechać do Mjenat w Ukrytej Dolinie - wyjaśnił. - Zostaniemy tam przez jakiś czas. Zabierał ją do domu. Chciał z nią być. - Ale... - Obawiam się, że nie ma wyjścia. Tu jesteś w dużym niebezpieczeństwie. Bella zamrugała. - W niebezpieczeństwie? - Tak. Szef policji powiadomił mnie, że przywódca gangu postanowił mnie ukarać za swoje niepowodzenia. Wynajął w tym celu płatnych zabójców. Niebezpieczeństwo zagraża wszystkim bliskim mi osobom. Dziś rano dowiedziałem się, że były już na ciebie dwa zamachy. Bella aż osłabła z wrażenia. - Więc... tamten samochód i ci mężczyźni - wyszeptała. - Tak. Na szczęście byłaś strzeżona. Ci ludzie uznali cię za moją kochankę i dlatego próbowali cię skrzywdzić. Szef policji przypuszcza, że wszyscy winni są już pod kluczem, ale nie możemy być pewni. Dlatego pojedziemy do Doliny. Tam będziesz bezpieczna. Bezpieczna? Z nim? Ależ ona nie mogła znów zostać z nim sama! W żadnym razie nie zdoła ukryć faktu, że się w nim zakochała. Tym bardziej że on nie odwzajemniał tego uczucia. - Nie chcę z tobą jechać - odpowiedziała krnąbrnie. - Polecę do domu. Tam będę bezpieczna. - Niekoniecznie, a ja nie jestem gotów, by podjąć takie ryzyko. - Ty nie jesteś gotów? - posiłkowała się złością, chcąc wyprzeć inne, niechciane uczucia. - Jestem dorosła i sama o sobie decyduję. - Istotnie. Ale musisz zrozumieć, że mam moralny obowiązek chronić cię, ponieważ znalazłaś się w niebezpieczeństwie z mojego powodu. Gdybyś chciała opuścić Zuran, musiałbym dać ci ochronę. Najwyraźniej nie żartuje, stwierdziła Bella z niepokojem. - Podobno wszyscy podejrzani są już w areszcie - spróbowała raz jeszcze. - Nie mamy pewności. - Ale chyba mój wyjazd do Doliny nie jest konieczny? - Obawiam się, że jest. A więc nie chodziło o bycie razem. Przetrawiała tę bolesną informację w milczeniu. Teraz, kiedy wiedziała, że jej zarzuty były niesłuszne, czuła się w jego towarzystwie znacznie mniej bezpiecznie. Musiała przyznać, że Edward jest człowiekiem prawym, nawet jeżeli mu na niej nie zależy. Dlatego właśnie nie mogła sobie pozwolić na popełnienie głupstwa. - Doceniam twoją troskę - starała się, by jej głos zabrzmiał chłodno i spokojnie. - Ale najbezpieczniejsza będę w domu. - Nie mogę tak ryzykować - odpowiedział szczerze. - Być może wiesz, że Zuran inwestuje dochody z ropy w przekształcenie kraju w turystyczną stolicę świata. Jeżeli chcemy osiągnąć ten cel, musimy zapewnić naszym gościom pełne bezpieczeństwo. Gdyby cię śledzono i zaatakowano, natychmiast powiązano by to z twoim pobytem tutaj. A to mogłoby narazić na szwank naszą reputację. I chociaż znów musiała przyznać mu rację, poczuła się bezradna i niespokojna. Edward nie zamierzał zrezygnować ze swoich zamiarów, więc wyglądało na to, że to ona będzie musiała się poddać. - Jak długo tam zostaniemy?- zapytała zrezygnowana. - Przypuszczam, że kilka dni, najdalej tydzień. Bella wzruszyła ramionami, przyznając się do porażki. - Trudno, świetnie. Mjenat to miejsce o fascynującej historii. W innych okolicznościach cieszyłabym się z wycieczki, zwłaszcza w świetle twojego projektu odtworzenia wiszących ogrodów. - Prace w Dolinie zostały teraz wstrzymane do czasu nadejścia chłodniejszej pory. Nie chcę zakłócać spokoju zwierząt przez oświetlanie terenu nocami, ale przyznaję, że czekam z niecierpliwością na ich wznowienie. To był pomysł mojego ojca i przykro mi, że nigdy nie zobaczy efektu końcowego. - To będzie wspaniałe świadectwo jego życia - powiedziała Bella. - A właściwie obojga twoich rodziców. Stworzenie czegoś tak pięknego i kruchego w tak mało przyjaznym otoczeniu wymaga ogromnej wiary. - To samo można właściwie powiedzieć o miłości w małżeństwie - odpowiedział miękko. Bella popatrzyła na niego, odpowiedział spojrzeniem. Coś się zmieniło. Milczenie otuliło ich jak płaszcz, zamykając w niebezpiecznej bliskości. Gdyby teraz wziął ją w ramiona...

Posted in: Bez kategorii Tagged: dzieci kory, pasemka na ciemnym blondzie, kcal pączek,

Najczęściej czytane:

równą atencją.

- W takim razie czuję się zaszczycona twoją poprzednią uwagą. - Ale nie zainteresowana. W tym właśnie miejscu mogła jeszcze spokojnie powiedzieć ... [Read more...]

formę, o wygląd. Prawie nie znać było po nim siwizny.

- Czy mąż... mógł mieć kogoś? - z trudem przeszło to Milli przez gardło, choć wiedziała, że policja już o to pytała Robertę. Wtedy zszokowana i przerażona kobieta bez wahania odrzuciła tę myśl. ... [Read more...]

125

Wyszła na dwór. Minęła wiszące donice z przekwitającymi fuksjami i krzewami obsypanymi kwiatami róż. Alejką przeszła na ogromny trawnik. Nad brzegiem stawu rosło mnóstwo dzikich kwiatów. Kiedy Chase wykopywał dół pod staw, uparł się, żeby nie projektować ogrodu. Zostawił stary orzech włoski i chciał, żeby przyroda sama zadecydowała o tym, co będzie rosło przy piaszczystym brzegu. Usłyszał nadchodzącą Cassidy i podniósł głowę. Jego posiniaczona twarz nie wyglądała już tak koszmarnie. - Przestraszyłeś mnie. - Usiadła na piachu przy wysokiej trawie i wpatrywała się w gładką powierzchnię wody. - Szukałam cię w domu. - Nie mogę znieść zamknięcia. - Wiem. - Zrzuciła buty i zakopała palce w białym piachu, który Chase przed laty zwiózł z plaży. Miała nadzieję, że zobaczy jak jej dzieci budują tutaj zamki z piasku, pluskają się i pływają w czystej wodzie, łowią ryby i polują na raki w miejscu, gdzie woda podchodzi pod drzewa. Ależ była naiwna. Głupia, beznadziejnie romantyczna idiotka. - Powinnaś była mi powiedzieć o Williem od razu, jak się dowiedziałaś. - Chyba tak. Chciałam tylko... - Mnie ochronić? - zaszydził. Jego głos ciągle jeszcze był niewyraźny z powodu drutów, które podtrzymywały jego szczękę. - Nie potrzebuję, żebyś chroniła mnie przed prawdą. - Czy ty mnie w ogóle potrzebujesz? Nie odpowiedział. Zdrową ręką podniósł płaski kamyk i, wykręcając nadgarstek, rzucił go do wody tak, że podskoczył cztery razy, tworząc na powierzchni pomarszczone kółka. - Słuchaj, myślałam... - Spojrzała ponad wodą na horyzont, gdzie ciemne szczyty gór Cascade sięgały nieba. - ...Może powinniśmy bardziej się postarać. - O co? - Żeby uratować nasze małżeństwo. Zagryzł zęby. Błądził wzrokiem po wodzie. Po niebie leciały gęsi, przypominając Cassidy, że lato niedługo się skończy. Podmuch wiatru poruszył usychającymi liśćmi i zmierzwił jej włosy. - Dlaczego? Dlaczego? - Bo kiedyś było dobrze. - Tak? - Na początku - przypomniała mu. - Kiedyś było nam dobrze. Nawet gdy się tu wprowadziliśmy, jeszcze przez chwilę... - zawiesiła głos. Gęsi zniknęły na horyzoncie. W powietrzu unosił się zapach więdnących róż. Gdzieś z oddali dobiegał warkot silnika traktora, a wysoko na niebie widać było śnieżnobiały ślad po samolocie. - Nie musisz się czuć zobowiązana tylko dlatego, że powiedziałem, że nie dopuszczę do rozwodu... - To nie dlatego. Może po części. Ale nie chodzi o to, co powiedziałeś. Ja tego chcę, Chase. Chcę, żeby nam się udało. Zastanawiał się. Przymknął oko. - A jeżeli się nie uda? - Gorzej być nie może. - Chwyciła go za rękę. Zareagował natychmiast. Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. - Nie chcę twojej litości, Cass. - Ja się nie lituję. - Nie chcę, żebyś się czuła zobowiązana wobec półślepego kaleki. Nie musisz udawać, że mnie kochasz. - Ja nigdy bym... - Oczywiście, że tak. Już to zrobiłaś. Nie kłam, Cass. Rób, co chcesz, ale nie okłamuj mnie. - Miała wrażenie, że przeniosła się w czasie i znalazła się w innym miejscu, w odległej przeszłości, której nie pamiętała. - Słuchaj, Chase, nie udaję i nie kłamię. - Patrzyła prosto w jego chore oko. - Chcę zacząć od początku, z czystym kontem. Nie będziemy niczego udawać. Wszystko może się zmienić, gdy się o to postaramy. Jeżeli nie będzie się nam układać, porozmawiamy. Prychnął, jakby wynik był z góry przesądzony. - Powiedz tylko, że spróbujesz, Chase. - Jeżeli to cię uszczęśliwi... - Obiecaj. - Wstała. Wiatr zadarł jej spódnicę, piach zasypał stopy i poruszył gałęziami. - Obiecaj. Zawahał się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami. - Dobra. Zgoda. Spróbuję. - Dobrze. - Poczuła ulgę. Jest szansa, że znowu będą razem, że odnajdą to, co stracili. - Ale chyba powinniśmy trzeźwo patrzeć na rzeczywistość, więc na razie będę mieszkał w pokoju gościnnym. - Musiał dostrzec ból w jej oczach. Odwrócił wzrok. - Tak będzie lepiej. - Na razie? - Pamiętała, że nie lubił jej dotykać. Od czasu pożaru ani razu nie wyciągnął do niej ręki, wzbraniał 126 ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 instytutkosmetyczny.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste