skłoniło ją, żeby to powiedzieć?
- Zdaje się, że oboje mamy emocjonalne obciążenia - powiedział ze spokojem. Popatrzyła na niego w końcu. Od tego, co zobaczyła w jego oczach, serce ścisnęło jej się bólem, jego bólem tym razem. Nie odezwała się, nie chcąc zerwać nawiązanej tak niespodziewanie cienkiej nici wzajemnego porozumienia. - Zawsze sądziłem - powiedział - że mój ojciec opuścił matkę, kiedy byłem dzieckiem. Dopiero ostatnio poznałem dokładne okoliczności tej sprawy. Wspomniałem ci o tym. Nauczono mnie ojcem gardzić i nienawidzić go. Dopiero dziś widzę, że źle go osądziłem, ale wtedy nie znałem prawdy. - Chciałabym móc powiedzieć to samo o moim ojcu - wyznała. - Niestety zawsze znałam prawdę. - W jej głosie brzmiał niekłamany smutek. - A jednak chcesz pomóc jego dziewczynie i dziecku? - Oni to nie on. Po prostu czuję, że powinnam. - Westchnęła cicho. - Dlatego chcę sprzedać apartament. Dla Kate i Sama. - Byłaś ze mną szczera, teraz moja kolej – odpowiedział Edward. - Przed twoim przyjazdem tutaj brałem udział w rozpracowywaniu międzynarodowego gangu dopuszczającego się na terenie Żurami różnego rodzaju przestępstw, między innymi podwójnej sprzedaży apartamentów, co pozwalało prać brudne pieniądze. Żeby pozyskać ich zaufanie, występowałem w roli chętnego do współpracy. W dowód wdzięczności zostałem obdarowany tym apartamentem, więc chcąc utrzymać pozory prawdomówności musiałem w nim zamieszkać. Tamtej nocy, kiedy cię tu zastałem, zaproponowano mi spędzenie czasu z jedną z prostytutek, które zamierzali sprowadzić do Zuranu. Odrzuciłem tę ofertę, ale kiedy cię tu zastałem, pomyślałem... - .. .że jestem prostytutką - dokończyła za niego Bella. - W porządku. Nie musisz przepraszać. - Nie sądzę, żebym miał za co - odparł Edward chłodno. - Pomyliłem się co do twojego zawodu, ale wcale nie ukrywałaś, że podoba ci się to, co się działo. Bella nie mogła zaprzeczyć, ale spróbowała się bronić. - To była pomyłka. Ja nie... Z jego miny widziała, że jej słowa odnoszą skutek przeciwny do zamierzonego, a nie chciała mu opowiadać o kłopotach z własną seksualnością. Uśmiechnęła się szeroko. - No to teraz, kiedy już sobie wszystko wyjaśniliśmy, poszukam jakiegoś hotelu. Jestem już spakowana... - Nie. Musimy natychmiast jechać do Mjenat w Ukrytej Dolinie - wyjaśnił. - Zostaniemy tam przez jakiś czas. Zabierał ją do domu. Chciał z nią być. - Ale... - Obawiam się, że nie ma wyjścia. Tu jesteś w dużym niebezpieczeństwie. Bella zamrugała. - W niebezpieczeństwie? - Tak. Szef policji powiadomił mnie, że przywódca gangu postanowił mnie ukarać za swoje niepowodzenia. Wynajął w tym celu płatnych zabójców. Niebezpieczeństwo zagraża wszystkim bliskim mi osobom. Dziś rano dowiedziałem się, że były już na ciebie dwa zamachy. Bella aż osłabła z wrażenia. - Więc... tamten samochód i ci mężczyźni - wyszeptała. - Tak. Na szczęście byłaś strzeżona. Ci ludzie uznali cię za moją kochankę i dlatego próbowali cię skrzywdzić. Szef policji przypuszcza, że wszyscy winni są już pod kluczem, ale nie możemy być pewni. Dlatego pojedziemy do Doliny. Tam będziesz bezpieczna. Bezpieczna? Z nim? Ależ ona nie mogła znów zostać z nim sama! W żadnym razie nie zdoła ukryć faktu, że się w nim zakochała. Tym bardziej że on nie odwzajemniał tego uczucia. - Nie chcę z tobą jechać - odpowiedziała krnąbrnie. - Polecę do domu. Tam będę bezpieczna. - Niekoniecznie, a ja nie jestem gotów, by podjąć takie ryzyko. - Ty nie jesteś gotów? - posiłkowała się złością, chcąc wyprzeć inne, niechciane uczucia. - Jestem dorosła i sama o sobie decyduję. - Istotnie. Ale musisz zrozumieć, że mam moralny obowiązek chronić cię, ponieważ znalazłaś się w niebezpieczeństwie z mojego powodu. Gdybyś chciała opuścić Zuran, musiałbym dać ci ochronę. Najwyraźniej nie żartuje, stwierdziła Bella z niepokojem. - Podobno wszyscy podejrzani są już w areszcie - spróbowała raz jeszcze. - Nie mamy pewności. - Ale chyba mój wyjazd do Doliny nie jest konieczny? - Obawiam się, że jest. A więc nie chodziło o bycie razem. Przetrawiała tę bolesną informację w milczeniu. Teraz, kiedy wiedziała, że jej zarzuty były niesłuszne, czuła się w jego towarzystwie znacznie mniej bezpiecznie. Musiała przyznać, że Edward jest człowiekiem prawym, nawet jeżeli mu na niej nie zależy. Dlatego właśnie nie mogła sobie pozwolić na popełnienie głupstwa. - Doceniam twoją troskę - starała się, by jej głos zabrzmiał chłodno i spokojnie. - Ale najbezpieczniejsza będę w domu. - Nie mogę tak ryzykować - odpowiedział szczerze. - Być może wiesz, że Zuran inwestuje dochody z ropy w przekształcenie kraju w turystyczną stolicę świata. Jeżeli chcemy osiągnąć ten cel, musimy zapewnić naszym gościom pełne bezpieczeństwo. Gdyby cię śledzono i zaatakowano, natychmiast powiązano by to z twoim pobytem tutaj. A to mogłoby narazić na szwank naszą reputację. I chociaż znów musiała przyznać mu rację, poczuła się bezradna i niespokojna. Edward nie zamierzał zrezygnować ze swoich zamiarów, więc wyglądało na to, że to ona będzie musiała się poddać. - Jak długo tam zostaniemy?- zapytała zrezygnowana. - Przypuszczam, że kilka dni, najdalej tydzień. Bella wzruszyła ramionami, przyznając się do porażki. - Trudno, świetnie. Mjenat to miejsce o fascynującej historii. W innych okolicznościach cieszyłabym się z wycieczki, zwłaszcza w świetle twojego projektu odtworzenia wiszących ogrodów. - Prace w Dolinie zostały teraz wstrzymane do czasu nadejścia chłodniejszej pory. Nie chcę zakłócać spokoju zwierząt przez oświetlanie terenu nocami, ale przyznaję, że czekam z niecierpliwością na ich wznowienie. To był pomysł mojego ojca i przykro mi, że nigdy nie zobaczy efektu końcowego. - To będzie wspaniałe świadectwo jego życia - powiedziała Bella. - A właściwie obojga twoich rodziców. Stworzenie czegoś tak pięknego i kruchego w tak mało przyjaznym otoczeniu wymaga ogromnej wiary. - To samo można właściwie powiedzieć o miłości w małżeństwie - odpowiedział miękko. Bella popatrzyła na niego, odpowiedział spojrzeniem. Coś się zmieniło. Milczenie otuliło ich jak płaszcz, zamykając w niebezpiecznej bliskości. Gdyby teraz wziął ją w ramiona...